niedziela, 23 grudnia 2012

7. Mój sposób na Świętego Mikołaja

Dziękując Natalii, Kindze i Paulinie za komentarze do postu 6, chciałabym Wam powiedzieć, jak  udało się nam  rozwiązać 'sprawę św. Mikołaja' w naszym domu.
Skorzystaliśmy z rady starszego, doświadczonego kapłana,który zachęcił nas, żeby od samego początku ojciec dzieci przebierał się za św. Mikołaja po wieczerzy wigilijnej, wtedy dzieci w swoim czasie same rozpoznają własnego tatę i nie przeżyją niemiłego zawodu.
 I tak zrobiliśmy. Ja uszyłam czerwony aksamitny płaszcz, a mój mąż zrobił aksamitną, biskupią czapę, zwaną mitrą,  z dużym  białym krzyżem. Dzieci pomału rozpoznawały różne szczegóły, a to buty, a to wystające rękawy, ale starsze rodzeństwo zawsze poddawało to w wątpliwość i.... zabawa trwa do dziś.  Mikołaj musi być! Ważne jest, że żadne z naszych dorosłych już dzisiaj dzieci nie przeżyło 'Mikołajowego rozczarowania.' ;)

Zastanawiałam się nad tym i pomyślałam, że znacznie gorzej udaje się nam ta 'zabawa w odkrywanie prawdy' w zwyczajnym, codziennym życiu: kiedy to w każdej chwili naszego życia jesteśmy obdarowywani przez samego Pana Boga - raz przebranego za mamę, raz za tatę, innym razem za nauczyciela lub za nieznośnego kolegę czy koleżankę, a my Go wciąż nie rozpoznajemy...

wtorek, 18 grudnia 2012

6. Czy święty Mikołaj istnieje?

W maju zeszłego roku zadałam w klasie 3 gimnazjum piętnastominutowe wypracowanie w języku angielskim. Temat brzmiał 'Kłamstwo, które zabolało'. Ku mojemu zdziwieniu połowa uczniów opisywała swoje doświadczenie z 'odkryciem' prawdy o św. Mikołaju.  Przeżyli duży zawód.

Ja sama poznałam  tą trudną prawdę mając 6 lat. Powiedziała mi o tym  'życzliwa' starsza sąsiadka. Wcale jej o to nie prosiłam. Do dziś jej  za to nie lubię...   :)

A jakie jest Twoje wspomnienie tego czasu?
Napisz w komentarzu.
Wszystkim zaglądającym na bloga życzę radosnych, pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

5. Drzewo

Zapytałam grupy młodzieży, czy mają jakieś pomysły na posty. W końcu piszę tego bloga dla ludzi młodych. Wręczyli mi plik kartek: 'miłość', 'przyjaźń', 'święta', 'pasja', 'internet' i... 'drzewo'.
No tak, pomyślałam, czytając ostatnią kartkę - młodzieżowe poczucie humoru.
Postanowiłam jednak 'skoczyć' na to drzewo :)

W naszym ogrodzie rosło kilka starych drzew. Trzy śliwy, które rzadko obdarowywały nas owocami i pochylona jabłoń, której gałęzie zwisały aż na drogę. Jabłoń miała owoce co roku. Pod koniec września, mimo tego, że małych wymiarów -  smakowały wybornie.
Kilka lat temu, kiedy dzieci w lipcu bawiły się w ogrodzie, któreś z nich wpadło na pomysł, że zrobią 'zawody' kto zje więcej niedojrzałych jabłek. Wygrał Stasiu, który rekordem jedenastu małych, zielonych jabłuszek wylądował na ostrym dyżurze szpitala. Nie ma to jak mieć pomysł :)

Zawsze, kiedy obserwuję urocze relacje zakochanych gimnazjalistów, czy nawet licealistów, przypomina mi się ten super jabłuszkowy konkurs.
Ona i on, obydwoje w czasie intensywnego rozwoju. Zielone jabłuszka. Za parę lat będą wspaniałymi owocami. Ale dziś jeszcze trudno dawać, a znacznie łatwiej brać. Kto wyląduje na 'ostrym dyżurze'? Ona, czy on? Pewnie ten, kto zje jedenaście zielonych jabłuszek. Zamiast wyczekiwanej wielkiej miłości - ból serca. Trudno leczyć...

czwartek, 6 grudnia 2012

4. Prezent

Samochód przejechał na czerwonym świetle, kiedy staruszka i mężczyzna w średnim wieku przechodzili pasami na drugą stronę jezdni. Mężczyzna coś wykrzykiwał za odjeżdżającym.
Ze sterczącą czapką,biało-czerwonym szalikiem i skromnym płaszczem wyglądał na człowieka, którego życie nie głaszcze...
Staruszka poszła w swoją stronę, a ja ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Mężczyzna też szedł na przystanek. Po drodze coś wykrzykiwał o prawach pieszych. Dziwny...

Na przystanku wyjął z kieszeni komórkę i nerwowym głosem podyktował numer rejestracyjny samochodu. Mówił o mandacie w wysokości pięciuset złotych. Myślałam, że już nie ma "tajniaków".
Nagle mężczyzna dostrzegł moją obecność i krzyknął: "Pani to widziała!" Nie było mi do śmiechu.
"Co widziałam?" "Jak ten palant przejechał na czerwonym świetle! Jestem z drogówki, dziś żegnaliśmy kolegę, który odszedł na emeryturę, trochę wypiliśmy, ale nadal jestem funkcjonariuszem."
"Widzę, że jest pan bardzo zdenerwowany tą sytuacją, ale idą Święta i jest czas Adwentu, trzeba być dobrym... Ja bym darowała temu kierowcy, w końcu nikomu nic się nie stało..."
"Za późno, już zgłosiłem do bazy."
"Przecież mógłby pan powiedzieć, że się pan pomylił... Miałby pan radość w sercu..."
"Mówi pani?"
"Tak, jestem tego pewna. To najważniejsze."
Mężczyzna szybkim ruchem wyjął ponownie komórkę i powiedział:
"Anuluj to zgłoszenie tego faceta z Gdyni."
Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam małą czekoladkę z "Sowy". Podałam ją mężczyźnie i powiedziałam:
"Życzę panu radosnych, pogodnych Świąt."
Mężczyzna wziął czekoladkę i przez chwilę stał jak małe dziecko wpatrując się w nią jak w wigilijny opłatek - jakby chciał podzielić się ze mną, bo Święta coraz bliżej.
Nagle, jakby się ocknął i nerwowo zapytał:
"O której ma pani autobus?"
"Zaraz." - odpowiedziałam.
"To ja zdążę!" - krzyknął i szybko pobiegł.
Po chwili przybiegł z kwiatem w ręku. To dla pani. Uśmiechnęłam się. "Dlaczego?" - zapytałam.
"Ma pani takie dobre serce."
"To pan ma dobre serce."
"Jak ma pan na imię, pomodlę się za pana."
"Jestem Mariusz, bardzo pani dziękuję."
Właśnie nadjechał mój autobus. Wsiadłam z długą czerwoną różą w ręku. Śmiałam się sama do siebie, nie dowierzając jak w tak krótkim czasie zdążył się ze mną podzielić swoją RADOŚCIĄ.